Sławomir Mrożek

Sławomir Mrożek

Ur. 29.06.1930 Zm. 15.08.2013

Wspomnienie

"Śmierć jest pewna jak śmierć" - pisał w "Dzienniku". Był jednym z najwybitniejszych współczesnych polskich pisarzy. W świat wyruszył z Borzęcina, niewielkiej wsi między Brzeskiem i Tarnowem, a karierę zaczynał w Krakowie. W wieku 20 lat opublikował w "Przekroju" reportaż z budowy Nowej Huty, a pierwsze opowiadania wydał w 1953 roku. Był wówczas gorącym wyznawcą komunizmu. Jego ideologiczny zapał trwał jednak tylko kilka lat. Mrożek systematycznie zdobywał popularność, głównie jako satyryk - z wizerunkiem kpiarza musiał walczyć przez dziesięciolecia. Prawdziwym sukcesem okazała się jego debiutancka sztuka teatralna - "Policja" z 1958 roku. Do języka weszło powiedzenie, że coś jest "jak z Mrożka". Wkrótce potem ożenił się z malarką Marią Obrembą i przeprowadził do Warszawy. Przed wyjazdem oddał legitymację partyjną. Na zebrania i tak już od dawna nie chodził. W 1963 roku wyjechał z kraju i zamieszkał w Chiavari na Riwierze Włoskiej. Tam napisał "Tango", swój najsłynniejszy dramat. Po tym sukcesie jego kariera nabrała światowego rozmachu. W 1968 roku opublikował protest przeciw inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację i wystąpił o azyl we Francji (potem dostał francuskie obywatelstwo). Jego pierwsza żona zmarła niespodziewanie, gdy przebywali w Berlinie Zachodnim. Od czasu zdiagnozowania u niej raka do jej śmieci minęło zaledwie 18 dni. W kolejnych latach Mrożek mieszkał i pracował m.in. w USA, Niemczech i Meksyku, gdzie pojechał po ślubie z Meksykanką Susaną Osorio Rosas. Pozycję jednego z najwybitniejszych dramaturgów XX wieku gruntowały kolejne sztuki, jak "Emigranci" czy "Miłość na Krymie". W 1996 roku wrócił do Polski i ponownie zamieszkał w Krakowie. Sześć lat później dostał udaru mózgu, którego wynikiem była afazja - utrata zdolności pisania i mówienia. W ramach terapii napisał autobiografię "Baltazar", a potem zaczął publikować osobiste zapiski - tomy korespondencji i wreszcie skrywany wcześniej "Dziennik". Zaskoczył czytelników, odkrywając w nim depresyjną twarz neurotyka. W 2008 roku wyjechał do Nicei, jak mówił, "z powodów emerytalnych". W rzadko udzielanych wywiadach nie ukrywał jednak, że rozczarował się też trochę nową polską rzeczywistością. Był bardzo wysoki (po mamie) i szczupły. Od dziecka nosił okulary. W młodości martwił się przedwczesnym łysieniem, stąd wzięły się jego charakterystyczne kaszkiety i kapelusiki. Długo palił fajkę. Niemal wszyscy zapamiętali go z wąsami, choć w późniejszych latach często je golił. Legendarne było jednak jego milczenie. Bywał chłodny i zdystansowany, czasem wręcz przykry, niełatwo było się do niego zbliżyć. W jednym z wywiadów opowiadał, jak pod koniec nieudanej premiery swoich jednoaktówek w Kalifornii wyskoczył przez okno, aby nie musieć rozmawiać z zespołem teatralnym podczas bankietu. Czasem potrafił się jednak zdobyć na nieoczekiwany ciepły gest. Po śmierci naszego redakcyjnego kolegi, 26-letniego informatyka Andrzeja Górbiela, który pomagał Mrożkowi w problemach z komputerem, przysłał do "Gazety" list z kondolencjami. "Nie jestem sentymentalny w sprawie śmierci, z moją własną włącznie" - napisał.

Małgorzata I. Niemczyńska

Zdjęcie profilowe: Maciej Zienkiewicz / Agencja Gazeta