Małgorzata Braunek

Małgorzata Braunek

Ur. 30.01.1947 Zm. 23.06.2014

Wspomnienie

Podbiła publiczność jako Oleńka z „Potopu” i Izabella Łęcka z serialowej „Lalki”, ale u szczytu popularności zrezygnowała z aktorstwa. Pochodząca z Szamotuł Małgorzata Braunek była objawieniem polskiego kina lat 60. i 70. Do filmu wyrwano ją jeszcze w liceum, a z powodu zajęć na planach filmowych nie skończyła warszawskiej PWST. W „Żywocie Mateusza” (1967), jako jedna z dwóch piękności w bikini, nawiedzała nadwrażliwego bohatera (Franciszek Pieczka). W „Skoku” (1967) Kazimierza Kutza była dziewczyną odciągającą bohatera (Marian Opania) od planowanej napaści na wiejską spółdzielnię. W antyfeministycznym „Polowaniu na muchy” (1969) Andrzeja Wajdy furorę zrobił jej uśmiech i wielkie okulary, które nosiła, grając Irenę, kobietę modliszkę namawiającą na zrobienie kariery miałkiego rusycystę (Zygmunt Malanowicz). W „Lokisie” (1970) Janusza Majewskiego była panną z litewskiego dworu, która nieświadoma poślubia pół człowieka, pół niedźwiedzia. Niezwykle ekspresyjne aktorstwo zaprezentowała w dwóch filmach swego ówczesnego męża Andrzeja Żuławskiego – „Trzeciej części nocy” (1971) o okupacji we Lwowie i „Diable” (1972, premiera 1988), o czasach II rozbioru Polski. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” mówiła: „W „Trzeciej części nocy” była scena, w której dawałam z siebie absolutnie wszystko, ale Andrzej stał nade mną i mówił: „Jeszcze, jeszcze”. A ja po prostu czułam, że już nie mogę, że już dalej nie pójdę, że to już jest koniec. Niewykluczone, że od tego momentu zaczęłam mieć podejrzliwy stosunek do tego typu aktorstwa. Zaczęłam zadawać sobie pytanie, jak daleko można się posunąć w tym zawodzie.” Małgorzatę Braunek kojarzono głównie z rolami kobiet współczesnych, więc obsadzenie jej, jako Oleńki w Sienkiewiczowskim „Potopie” (1974) Jerzego Hoffmana wywołało ogólnonarodową dyskusję. Ale jako wyniosła Izabela Łęcka, zwodząca Wokulskiego (Jerzy Kamas) w „Lalce” (1977) Ryszarda Bera nie budziła już takich oporów. Na początku lat 80. niespodziewanie porzuciła aktorstwo: - Żaden konkretny film ani rola nie miały wpływu na moją decyzję - tłumaczyła. - To był wewnętrzny proces. Zaczęłam się sobie przyglądać i zobaczyłam, że uzależniłam się od aktorstwa. Przestraszyłam się. Po prostu nie wyobrażałam sobie życia bez grania. Kiedy kończyły się zdjęcia, miałam wrażenie, że to koniec świata. Wpadałam w depresję. Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić, bo nie dostawałam swojej pożywki. Była jeszcze druga strona - zaczęło mnie strasznie denerwować i fatalnie na mnie działać, że wszyscy mnie rozpoznają. Nie mogłam przejść normalnie ulicą. Nie mogłam stanąć w kolejce - wtedy były jeszcze w sklepach kolejki - bo natychmiast musiałam odpowiadać na pytania. W życiu bez aktorstwa pomogły jej codzienne buddyjskie medytacje, którym oddawała się od roku 1979: - Poprzez medytację, wyciszenie, mój kontakt ze światem jest lepszy niż dawniej. Nie koncentruję się też tak bardzo na sobie. Dzięki medytacji można pozbyć się zakorzenionego w naszych umysłach fałszywego wizerunku świata. Rzeczywistość albo przerasta, albo nie dorasta do naszego wyobrażenia. Stąd biorą się ciągłe tragedie, rozczarowania, depresje. Poprzez praktykę buddyjską staramy się zdejmować maski, filtry, przez które ogląda się świat. To tak, jakby zdjąć opaskę z oczu. Oczywiście nie od razu. To jest proces. Proces, który nie ma końca. Małgorzata Braunek zawsze była zaangażowana. W młodości rozdarta między katolicyzmem ojca i ewangelickimi przekonaniami niemieckiej matki. Później, jako buddystka, wspierała ruch na rzecz praw człowieka w Chinach. Jako wegetarianka walczyła o prawa zwierząt. Pracowała, jako wolontariuszka w hospicjum. Do kina wróciła po kilkunastu latach, zdobywając nagrodę w Gdyni i Orła za drugoplanową rolę w „Tulipanach” (2004) Jacka Borcucha o miłości po sześćdziesiątce (u boku Jana Nowickiego). Od 2009 r. występowała w kolejnych częściach serialu o rozlewisku według powieści Małgorzaty Kalicińskiej, jako matka głównej bohaterki granej przez Joannę Brodzik. W 2012 r. Braunek mówiła „Gazecie Wyborczej”: - Praktykując zen, buddyzm, mam świadomość nietrwałości wszystkich zjawisk (…). Śmierć jest końcem, ale też początkiem, życie jest wieczne, tylko zmienia swoje formy, które są nietrwałe. Więc jestem otwarta na śmierć. Aktorka zmagała się ze złośliwym nowotworem. Zmarła w klinice onkologicznej we Frankfurcie.

Jacek Szczerba

Zdjęcie profilowe: Tadeusz Rolke / Agencja Gazeta