Mirosław Sawicki

Mirosław Sawicki

Ur. 10.02.1946 Zm. 31.01.2016

Wspomnienie

Przede wszystkim nauczyciel, a dopiero później urzędnik, który życie poświęcił szkole. Jako ośmiolatek dołączył do Hufca Walterowskiego Jacka Kuronia. Harcerstwo go ukształtowało, podobnie jak warszawskie XLI LO im. Lelewela, którego najpierw był uczniem, a po latach - nauczycielem. Studiował fizykę na UW. To on 8 marca 1968 r. podczas wiecu na UW czytał rezolucję w obronie wolności słowa, spektaklu "Dziady" oraz relegowanych z uczelni Adama Michnika i Henryka Szlajfera. Został aresztowany i zawieszony w prawach studenta. Absolutorium uzyskał w 1971 r. I od tego czasu - aż do 1990 r. - uczył fizyki w swoim macierzystym liceum i innych warszawskich szkołach. Gdy utworzono KOR, Sawicki włączył się w jego działania. A gdy powstała "Solidarność", współtworzył jej sekcję oświatową. Po 13 grudnia 1981 r. współorganizator i działacz Zespołu Oświaty Niezależnej. W KOR poznała go Krystyna Starczewska, w latach 90. twórczyni i dyrektor Zespołu Szkół "Bednarska". Współpracowali również w nauczycielskiej "Solidarności". - Był bardzo ceniony przez młodzież, bo dobrze rozumiał jej potrzeby. W jego późniejszej pracy na stanowiskach publicznych procentowały właśnie te doświadczenia opozycyjne i nauczycielskie. W latach 1990-97 był dyrektorem departamentu kształcenia ogólnego MEN, następnie wiceministrem, prawą ręką minister Anny Radziwiłł. To on kierował pracami nad nową ustawą oświatową. W 2002 r. Sawicki został dyrektorem Centralnej Komisji Egzaminacyjnej, a w 2004 r. - ministrem edukacji w rządzie Marka Belki. - Znałem go właściwie całe życie - wspominał go jego przyjaciel Seweryn Blumsztajn. - Byłem z nim w walterowcach i byłem nawet świadkiem na jego ślubie, ale nigdy do końca nie rozumiałem, jak sobie dawał radę na tych wszystkich funkcjach. Nie był typem przywódcy, wolał raczej posiedzieć i pomilczeć, niż się pokłócić o coś. Za to jak śpiewał! Stworzyli z Paulą bardzo ważny dom dla wielu ludzi. Po obchodach rocznicy powstania w getcie zawsze się do nich szło na wątróbkę po żydowsku. Stworzyli dom Markowi Edelmanowi, do śmierci mieszkał u nich. Wielką klasę pokazał wobec śmierci. Wiedział, że rak trzustki to wyrok, ale przyjął go z pogodą i spokojem. Do końca.

Justyna Suchecka

Zdjęcie profilowe: Jarosław Kubalski / Agencja Gazeta