Umberto Eco

Umberto Eco

Ur. 05.01.1932 Zm. 19.02.2016

Wspomnienie

Był może najbardziej znanym, a na pewno najbardziej wszechstronnym pisarzem i badaczem kultury na świecie. Mawiał: "Kto nie czyta, w wieku 70 lat może powiedzieć, że przeżył tylko jedno życie. Kto czyta, przeżył pięć tysięcy lat". Umberto Eco pisał i o średniowieczu, i o kulturze masowej. Był eseistą, felietonistą i powieściopisarzem. Autorem poradnika dla studentów i przekrojowych studiów nad kategoriami piękna i brzydoty, nad motywem miejsc legendarnych czy poetyką wyliczanek. Publicystą i komentatorem. Autorytetem. Na studiach chciał być dziennikarzem. Ktoś zasugerował mu prostszą drogę do tego, by pisać to, na co ma ochotę: "Zostań profesorem, wtedy »Corriere della Sera« samo zaproponuje ci napisanie artykułu". Poszedł za radą, ale temperament nie pozwolił mu ograniczać się do nauki. Eco był członkiem Grupy 63, która zawiązała się w 1963 r. jako ruch nowej awangardy. Razem z przyjaciółmi, zwłaszcza poetami, szukał języka świeżego, świadomego współczesnego świata i zrozumiałego dla wszystkich. Miał już za sobą współpracę z redakcją kulturalną telewizji publicznej i z wydawnictwem Bompiani, wykładał na uniwersytecie w Turynie (później w Mediolanie, Florencji, Bolonii), był autorem dwóch książek o estetyce średniowiecznej, studium poświęconego poetyce Joyce’a i swojej najsłynniejszej pracy teoretycznej "Dzieło otwarte" (1962). W 1968 r. pojechał na kongres semiologiczny do Polski. Kiedy po drodze zatrzymał się w Pradze, właśnie wjeżdżały tam czołgi Układu Warszawskiego. Przez Wiedeń dotarł do Warszawy, z obu stolic pisał dla tygodnika "l'Espresso" reportaże. Pod pseudonimem, z obawy, że prawdziwym nazwiskiem wkopie swoich rozmówców, m.in. Leszka Kołakowskiego. Rok 1968 jest znaczący również na Zachodzie. Zrewoltowani studenci głoszą nowy porządek, niezależność od mistrzów i ojców. - Byłem już profesorem - mówił później. - Ale miałem 36 lat, więc łatwiej mi było się kłócić ze studentami. Pisząc "Imię róży", miał chyba zamysł, by uczyć nas czytać świat jak otwartą, ale nieuważnie studiowaną księgę. Korzystał ze swojej słabości do Sherlocka Holmesa i z wiedzy o estetyce św. Tomasza. Nie odpuszczał rygoru: dialogi mnichów układał tak, by kończyły się po pokonaniu przez nich długości klasztornego korytarza, którą uprzednio zmierzył. Od tamtej pory napisał kilka następnych powieści (historyczne "Baudolino" czy "Wyspę dnia poprzedniego", ale też "Wahadło Foucaulta" i "Cmentarz w Pradze"), w których często wracał jego ulubiony motyw - upodobanie ludzkości do teorii spiskowych. Z biegiem lat coraz mniej żarliwie komentował aktualną rzeczywistość, której dawniej poświęcał złośliwe felietony. Jego status intelektualisty celebryty ciążył mu, a pytali go o opinię nawet wtedy, gdy w rodzinnej Alessandrii wylała rzeka. Jeśli chodzi o Polskę, wydawał się najbardziej cenić Wisławę Szymborską, prof. Jerzego Pelca, semiologa, galerię sztuki średniowiecznej w Muzeum Narodowym i myśli Stanisława Jerzego Leca, którego w tym gatunku uważał za niezrównanego w skali światowej. Przez dwa ostatnie lata życia chorował na raka trzustki. Zdążył jeszcze ukończyć pracę nad kolejnym zbiorem felietonów. Tytuł - "Pape Satan Aleppe" - zaczerpnął z VII pieśni "Piekła" Dantego. Te niejasne słowa uchodzą za symbol tajemnicy.

Jarosław Mikołajewski

Zdjęcie profilowe: Wojciech Druszcz/Agencja Gazeta