Krzysztof Miller

Krzysztof Miller

Ur. 25.03.1962 Zm. 09.09.2016

Wspomnienie

Był świadkiem niemal wszystkich wojen ostatniego ćwierćwiecza. Robił zdjęcia w Afganistanie, Czeczenii, państwach afrykańskich, Gruzji, Bośni, podczas przewrotu w Rumunii i aksamitnej rewolucji w Czechosłowacji. Krzysztof Miller, fotoreporter wojenny, od 1989 r. związany z „Gazetą Wyborczą”, zmarł tragicznie. Kiedy w 2011 r. leczył się w szpitalu ze skutków stresu bojowego, Wojciech Jagielski, z którym pracował, napisał o nim reportaż „Bractwo Pif-Paf”. Mówił w nim: – Początkowo po powrotach z wojen nie zwracałem uwagi na własne bardzo różne, dziwne zachowania. Wydawały mi się naturalne, jak choćby to, że nie potrafię odnaleźć się w prozaicznej rzeczywistości. Bywałem zagubiony w sklepach, kupowałem za dużo, jak gdyby na zapas, na wszelki wypadek, bo coś się stanie. – Zaczęło mi się to wymykać spod kontroli jakieś trzy lata temu – wspominał. – Pojechałem do Konga, Ugandy i Południowego Sudanu. Wróciłem z malarią mózgową, w stanie skrajnego wyczerpania. W szpitalu w Łodzi orzekli, że mam niewielkie szanse na przeżycie, zwłaszcza że nie mają odpowiednich lekarstw na malarię. Gdy wyciągnięto mnie ze śpiączki, zaczęły mnie dręczyć sny. Były kolorowe, wielowymiarowe, jak żywe. I wszystkie o wojnie, o przemocy, strachu, które mnie dopadają po kolei, a ja, zupełnie bezsilny, nie mogę uciec ani się schować. Nigdy nie ginąłem, ale cierpiałem męczarnie. W 2013 r. Krzysztof Miller wydał książkę „13 wojen i jedna. Prawdziwa historia reportera wojennego”. W styczniu 2014 r. wystawę „Niedecydujący moment”, podsumowującą 25 lat jego pracy fotoreportera, pokazano m.in. w Warszawie, Krakowie, Zielonej Górze i Opolu. Wtedy został też uhonorowany Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. – To, że fotografowałem żołnierzy rosyjskich opijających zwycięstwo nad Czeczenią, niczego nie zmieniło, żołnierze pojechali walczyć dalej. Zdjęcia umierających z głodu uchodźców Hutu też o niczym nie zdecydowały – mówił w 2015 roku „Gazecie Stołecznej”. Ale uważał, że mimo tej bezsilności jego powołaniem jest informowanie świata. – Te fotografie są dowodem, że takie historie w ogóle się zdarzyły – mówił.

Redakcja

Zdjęcie profilowe: Waldemar Kompała / Agencja Gazeta